Serwisy Get Paid To Action - czyli jak wydawcy pozyskują ruch słabej jakości
źródło: opracowanie własne
Często opisujemy problem ad fraudów związanych z fałszywymi przejawami aktywności użytkowników. Dotyczą one głównie marketingu afiliacyjnego, a więc odmiany marketingu internetowego, w której reklamodawca płaci partnerom zwanym wydawcami za pozyskiwanie dla nich potencjalnych klientów. Wydawcy to z założenia właściciele stron internetowych tematycznie związanych z działalnością reklamodawcy, influencerzy lub osoby posiadające dostęp i uprawnienia do korzystania z dużych baz danych. Często zdarza się jednak, że wydawca jest oszustem, a generowane przez niego aktywności, zwane ruchem lub z angielskiego trafficem, są bardzo słabej jakości. Będzie tak, jeśli dane przejawy aktywności generowane będą przez BOTy lub jeśli wydawca posługuje się nieprawdziwymi, lub nieaktualnymi danymi. Ale niektórzy są dużo bardziej wyrafinowani — płacą część swojego wynagrodzenia w zamian za prawdziwe, bo pochodzące od prawdziwych osób, choć oczywiście bardzo słabe jakościowo przejawy aktywności.
Reklamowe fraudy internetowe ze względu na złożoność problemu jaki stanowią są w wielu krajach (w tym Polsce) w bardzo niewielkim stopniu poddane regulacjom prawnym, co pozwala oszustom działać poniekąd w szarej strefie. Pokusa jest więc duża – zarobić można całkiem nieźle, a ewentualne konsekwencje będą niezbyt poważne. Dlatego część wydawców świadomie generuje ruch słabej jakości na przykład tworząc strony internetowe pozwalające użytkownikom... zarabiać na klikaniu czy wyświetlaniu reklam. Takie praktyki nazywa się GPTA - Get Paid To Action, a więc uzyskaj wynagrodzenie za akcje i najczęściej obejmuje kliknięcia (Get Paid To Click), czytanie maili reklamowych (Get Paid To Read), rejestrację (Get Paid To Register) lub pobranie aplikacji lub programu (Get Paid To Download/Install). Jak dokładnie to działa?
Na czym zarabia użytkownik?
Zwabiony pokusą łatwego zarobku użytkownik przeważnie bezpłatnie rejestruje się w danym serwisie, aby otrzymać dostęp do różnych ofert. Co ciekawe niektóre strony pozwalają pozostać anonimowym, nie trzeba więc podawać zbyt wielu danych, choć przy dalszej współpracy konieczne może być udostępnienie numeru konta. Każda oferta powinna zawierać dokładny opis tego co użytkownik musi zrobić, oraz jakie wynagrodzenie z tego tytułu otrzyma. Może to być na przykład kliknięcie w podany link, rejestracja na stronie reklamodawcy, pobranie wskazanej aplikacji z określonego źródła itp. Należy zwrócić uwagę na to po jakim czasie prowizja za wykonane zadanie zostanie naliczona. Zaliczenie wykonania zadania, a tym samym pojawienie się na koncie użytkownika wynagrodzenia, może być bowiem uzależnione od tego czy zostało ono uznane za poprawne przez Reklamodawcę, od którego pochodzi dana oferta.
Użytkownik gromadzi więc na swoim koncie wynagrodzenia za poszczególne akcje, ale nie oznacza to jeszcze, że może je w każdej chwili wypłacić. Przeważnie na tego typu serwisach obowiązywać będzie „minimum niezbędne do wypłaty” – a więc minimalna kwota jaką użytkownik musi zgromadzić na swoim koncie. Dopiero po przekroczeniu takiego progu można liczyć na wypłatę, a te dokonywane są też w ustalonych terminach - w zależności od regulaminu danego serwisu. W regulaminie znajdziemy też (a przynajmniej powinniśmy) informacje odnośnie możliwych form wypłaty wynagrodzenia – może być to przelew na konto, ale niektóre serwisy oferują katalog nagród z których użytkownik wybiera te, które go interesują unikając dzięki temu problemu z rozliczeniem uzyskanego „dochodu”.
Jak użytkownik powinien takie przychody rozliczać? To zależy od regulacji prawnych w danym kraju, ale przeważnie rejestracja firmy nie jest potrzebna. Przychody z podobnych źródeł są na ogół na tyle niskie, że nie podlegają opodatkowaniu, a dodatkowo same regulaminy często nazywają prowizję dla użytkowników „nagrodami”.
Ile można zarobić?
Choć jak zapewniają właściciele podobnych serwisów taka wygodna praca w domu przez Internet może się okazać źródłem dochodu, a nawet alternatywą dla pracy na etacie – w praktyce nie wygląda to tak różowo.
Wszystko zależy oczywiście od tego jak dużym zaangażowaniem musi wykazać się użytkownik przy wykonywaniu danej akcji - i tak za pobranie czy instalacje danej aplikacji, stawka będzie z pewnością wyższa niż za kliknięcie w reklamę czy też odebranie wiadomości email. W większości przypadków są to jednak groszowe stawki – za kliknięcie w płatny link otrzymać można zwykle od 0,01 do 5 groszy (na stronach rozliczających się w PLN) lub od 0,05 do 3 centów (na stronach rozliczających się w USD). Wypłacanie tak małych kwot byłoby dla właścicieli takich serwisów ogromnym problemem, stąd też wspomniane wcześniej minimalne progi.
Musimy pamiętać, że wynagrodzenie w tym przypadku stanowi jedynie część tego co otrzymuje właściciel serwisu – musi to być opłacalne przede wszystkim dla niego, ale to nie wszystko. Trzeba też wziąć pod uwagę, że Reklamodawcy nie chcą płacić za duplikaty – oznacza to, że bardzo często z danej oferty użytkownik będzie mógł skorzystać tylko jeden raz. A ilość dostępnych ofert też z pewnością będzie ograniczona. Nie jest więc tak, że jeśli będziemy gotowi poświęcić dużo swojego czasu to z pewnością zarobimy więcej – może okazać się, że zwyczajnie nie ma dość wielu ofert, z których możemy skorzystać.
Właściciele stron poświęconych łatwemu zarabianiu w sieci oferują też inną formę zarobku – mianowicie system poleceń – a więc zarabianie na promowaniu danego serwisu. Ty przyprowadzasz nowego użytkownika, on kolejnych itp. Najczęściej mają one formę wieloszczeblowej piramidy - poleceni Twoich poleconych są również Twoimi poleconymi – a Ty otrzymujesz za ich akcje dodatkową prowizję. Oczywiście nie będą to duże kwoty, ale w tym przypadku chodzi o ilość, bo to właśnie na tym zależy właścicielowi strony – na jak największej ilości aktywnych użytkowników.
Na czym zarabia właściciel serwisu?
Teoretycznie na generowaniu, a więc dostarczaniu reklamodawcy potencjalnych klientów. Serwisy umożliwiające takie łatwe zarobki w sieci łączą reklamodawców z „oglądaczami reklam”. Oczywiście kwota pozyskana za każdą akcję od reklamodawcy jest wyższa od kwoty wypłacanej użytkownikowi – serwis zarabia właśnie na tej różnicy. Niektóre większe serwisy tego typu proponują też reklamodawcom wykupienie miejsc reklamowych bezpośrednio na swoich stronach lub wysyłkę wiadomości do swoich użytkowników, traktując ich dodatkowo i monetyzując jako bazę danych.
Czy takie działanie jest oszustwem?
To zależy. Jeśli reklamodawca dokładnie wie skąd pochodzi dostarczany mu ruch to nie. I z pewnością może tak być zwłaszcza w przypadku kampanii mających budować zasięgi lub tworzyć wśród internautów świadomość marki. Jednak najczęściej w całym procesie pośredniczą sieci afiliacyjne lub agencje – a reklamodawca może nie mieć pojęcia skąd ruch rzeczywiście pochodzi. W regulaminie danego programu partnerskiego czy też kampanii reklamodawca powinien jasno określić co jest, a co nie jest dozwolone. Najczęściej wśród czynności zabronionych będzie wymieniony ruch płatny lub też manipulowany. Będzie tak ponieważ reklamodawcy chcą znaleźć potencjalnych klientów – osoby rzeczywiście zainteresowane ich ofertą. Ponoszenie kosztów obsługi zgłoszeń, które nie zakończą się sprzedażą nie leży w ich interesie. Jeśli więc mimo zawarcia takiej informacji w warunkach oferty właściciel serwisu typu Get Paid To Action dostarcza ruch reklamodawcy to jak najbardziej jest on oszustem świadomie łamiącym założenia kampanii. Z czasem, gdy reklamodawca zauważy, że dane źródło generuje ruch bardzo słaby jakościowo z pewnością zostanie z niej wyłączone, ale do tego czasu może już całkiem nieźle zarobić. Odzyskanie pieniędzy już wypłaconych będzie praktycznie niemożliwe, podobnie jak pociągnięcie do odpowiedzialności właściciela serwisu. Jedyną drogą może być w takim przypadku pozew cywilny – a niewielu reklamodawców zdecyduje się na tak radykalne działanie.