Jak działają farmy klików?
źródło: opracowanie własne
Farmy klików to formy oszustw internetowych i tak należy je traktować. Ich działanie opiera się na tworzeniu dużych ilości sztucznego ruchu na zlecenie reklamodawców lub też ich konkurentów. Chociaż w teorii związane są one z kliknięciami, rozwój marketingu online rozszerzył ich działanie także na pozyskiwanie lajków, followersów, udostępnień oraz wyświetleń filmów na youtubie. W jaki sposób działają farmy kliknięć?
Farmy klików najczęściej zakładane są w krajach rozwijających się, takich jak na przykład Indie, Chiny, Sri Lanka, Nepal, Egipt czy Indonezja. Dzieje się tak ze względu na niskie koszty wynajmu pomieszczenia oraz zakupu dużej ilości sprzętu elektronicznego, a także nieograniczony dostęp do taniej siły roboczej.
Właściciel farmy znajduje więc odpowiednią lokalizację i wynajmuje pomieszczenie, które następnie wypełnione zostaje elektroniką, głównie tanimi smartfonami. Urządzenia montowane są przeważnie na specjalnie do tego przygotownych statywach zasilających je w prąd, w niewielkich odstępach od siebie, tak aby tworzyły pionową ścianę telefonów, jak na rysunku poniżej. Takie ułożenie sprzętu sprawia, że pracownicy mogą klikać bardziej efektywnie (a więc po prostu szybciej).
Następnie organizowani są pracownicy. Pozyskana przez założyciela farmy grupa pracowników godzinami klika płatne linki reklamowe umieszczone na stronach należących do właściciela farmy, lub też innych serwisach na zlecenie zewnętrznych reklamodawców. W niektórych farmach pracownicy tylko klikają określone linki, w innych wypełniają też inne dodatkowe warunki. Na przykład przeglądają docelową stronę przez wyznaczony okres czasu, zapisują się do newsletterów, odtwarzają filmiki lub wykonują inne zlecone im czynności.
Trzeba przy tym wspomnieć, że pracownicy takich farm pracują za bardzo drobne sumy. Za tysiąc polubień (lub innych aktywności) otrzymują oni wynagrodzenie około jednego dolara amerykańskiego (około 3,80 zł). Dla wielu osób zarabianie na życie klikaniem jest jednak kuszącą alternatywą, zwłaszcza w krajach gdzie ciężko o legalne zatrudnienie. Właściciele farm sprzedają tą samą ilość polubień za kilka lub kilkanaście razy większą stawkę (jak donoszą różne źródła, w zależności od rodzaju aktywności za 1000 jej przejawów farmerowi płaci się od 9 do 13 dolarów amerykańskich).
Farmy kliknięć przeżywają swój rozkwit odkąd dostosowały swoje wymogi do współczesnych mediów internetowych i wykorzystały potencjał w mediach społecznościowych. Pracownicy farmy korzystają ze swoich kont, lub tworzą fikcyjne, aby lajkować, obserwować i udostępniać posty konkretnych fanpage’y. Ale zdobywanie lajków, obserwujących, i reakcji to nie wszystko. Od kilku lat farmy klików oferują swoim klientom także masowe wyświetlanie filmów na youtubie.
Inaczej sprawa wygląda w przypadku farm zautomatyzowanych – pracowników jest na nich znacznie mniej, zasiadają oni przy komputerach i za pomocą specjalnych programów przekazują do urządzeń określone polecenia. Dzięki temu nikt nie musi fizycznie klikać reklam, ani wykonywać innych czynności. Przy tego rodzaju farmach właściciel wyrzeka się jednak podstawowych zalet tego rozwiązania. Ruch pochodzący z nich jest bowiem generowany przez boty i znacznie łatwiejszy do wychwycenia przez algorytmy zabezpieczające.
Od kilku lat zaobserwować można zwiększoną popularność wirtualnych farm klików. Nie potrzebują one żadnej fizycznej lokalizacji, ani ścian wypełnionych sprzętem elektronicznym. Właściciel farmy komunikuje się ze swoimi pracownikami online, są oni rozsiani po całym świecie. Rozliczanie odbywa się za wygenerowanie określonej liczby aktywności. Choć często wciąż nazywa się je farmami klików, bardziej odpowiednim określeniem jest fabryka lajków, udostępnień czy też odtworzeń filmów, ponieważ takie wirtualne farmy skupiają się na innych formach aktywności niż tradycyjne kliknięcia.
Największym atutem farm kliknięć jest niska wykrywalność tworzonych na nich sztucznych przejawów aktywności w internecie. Ponieważ są one wykonywane przez ludzi (w przeciwieństwie do botów, gdzie oszustwa dokonuje specjalnie stworzony program), takie fraudy nie zostają wykryte przez większość filtrów i algorytmów, a fakt, że pochodzą z różnych urządzeń nie pozwala też na sklasyfikowanie ich, jako duplikatów.
Choć nie jest to łatwe, niektóre firmy rozpoczęły walkę z farmami klików i lajków. Przykładem może być Facebook, który opracowuje specjalny algorytm antyfarmowy. Ma on rozpoznawać i kasować konta charakteryzujące się podejrzaną aktywnością – jak polubienie wielu niezwiązanych ze sobą stron w krótkim czasie. Istnieją też wyspecjalizowane serwisy zajmujące się wykrywaniem fraudów online – jak trafficwatchdog.pl. Analizują one ogromne ilości danych i dzięki zastosowaniu skomplikowanych rozwiązań potrafią rozpoznać ruch pochodzący z podejrzanych źródeł, w tym ten generowany z farm kliknięć.